Świdnica

Wśród wielu pamiątek znalezionych w domu dziadków natknąłem się też na coś, co wcale nie wiąże się z Galicją, a jednocześnie jest ściśle związane z rodzinną historią. Mowa o pięciu pocztówkach ze Świdnicy, czy też może ze Schweidnitz, bo wszystkie kartki pochodzą sprzed drugiej wojny światowej, o czym świadczą niemieckie napisy na rewersach. Skąd dokładnie pocztówki się wzięły – tego nie wiadomo, ale możemy przypuszczać, że miały stanowić pamiątkę.

Do Świdnicy moi przodkowie trafili jako repatrianci. We wcześniejszych postach opisywałem wojenne losy pradziadka Stanisława Ćwieka i jego rodziny: żony, Fryderyki Nering, i czterech córek: Ludwiki, Stanisławy, Krystyny i najmłodszej Kazimiery – mojej babci. Powtarzana w domu historia mówiła, że pradziadek w bliżej nieokreślonym momencie został aresztowany i zesłany do Kazachstanu, a prababcia z córkami opuściła Stryj i udała się do Łańcuta, gdzie mieszkał jej brat, Wilhelm Nering.

Długie poszukiwania doprowadziły mnie do dokumentów dotyczących aresztowania i zesłania pradziadka (patrz wpis Opowieść o dwóch życiorysach), ale nie mniej niż jego losy interesowała mnie kobieca strona tej historii. Kiedy i w jakich okolicznościach cała piątka – prababcia i dorosłe lub prawie dorosłe córki – opuściła Stryj, kiedy przybyły do Łańcuta, co przeżywały po drodze. Jak to zwykle w genealogii bywa, historię tę odtwarzałem ze strzępów i urywków, ubytki uzupełniając domysłami.

Pierwsze zaskoczenie przyniosły dokumenty pozostawione przez NKWD we Lwowie, z których wynikało, że pradziadek Stanisław był więziony dwukrotnie: w 1942 przez okupacyjne władze niemieckie, i od stycznia 1945 przez Sowietów. Było to spójne z powtarzaną w domu historią o tym, że prababcia i córki poszukiwały pradziadka, nie wiedząc gdzie został osadzony. Niestety nie wiadomo już z którego okresu pochodzi to wspomnienie.

Kolejna migawka w tej historii to zdjęcia babci i jej sióstr, czasem w towarzystwie matki lub wuja Wilhelma, wykonane już w Łańcucie. Według rodzinnych wspomnień, po dotarciu do Łańcuta, zamieszkały one w tzw. małej Reichardówce przy ul. Sienkiewicza. Niedaleko, w nieistniejącym już domu przy ul. Konopnickiej 25, mieszkał wspomniany wcześniej brat prababci, Wilhelm. Niestety nie udało mi się ustalić przed którym z domów zostały zrobione zdjęcia.

Patrząc na zdjęcia, zastanawiałem się nad tym, kiedy prababcia Fryderyka i jej córki pojawiły się w Łańcucie i jak przebiegła podróż. Jak długo trwało pokonanie ok. 200 km do Łańcuta? Jedynym źródłem, gdzie można było znaleźć jakiekolwiek odpowiedzi, wydawały się dokumenty Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Uzyskanie informacji wymagało cierpliwości i zlecenia dwóch kwerend: w Archiwum Akt Nowych w Warszawie, gdzie przechowywany jest zbiór akt repatriacyjnych (nr zespołu 2267), oraz w Archiwum Państwowym w Przemyślu (zespół 3, „Państwowy Urząd Repatriacyjny Wojewódzki Oddział w Rzeszowie” oraz zespół 12 „Państwowy Urząd Repatriacyjny Powiatowy Oddział w Łańcucie”).

Moi przodkowie zostali odnalezieni na listach repatriantów zarejestrowanych na kilku punktach etapowych. Z dokumentów wynika, że prababcia Fryderyka wraz z córkami przybyła na punkt etapowy w Rzeszowie 4 kwietnia 1945. Jako miejsce zamieszkania wskazano punkt etapowy w Rzeszowie. 23 czerwca do swoich wnuczek dołączyła ukochana babcia, Karolina Nering, matka Fryderyki. Z odpowiednich rubryk dowiadujemy się, że przybyła z Sambora, legitymowała się zaświadczeniem wystawionym przez milicję 2 czerwca 1945, a skierowana została pod adres Konopnickiej 25 w Łańcucie. W jednym z rejestrów z roku 1946 figuruje również Stanisław Ćwiek. Z powodu braku kontekstu nie da się jednak jednoznacznie ustalić czy to mój pradziadek.

Kolejne zachowane w rodzinnej pamięci wspomnienie to powrót pradziadka Stanisława z zesłania, o którym pisałem we wcześniejszym poście. To, czy rzeczywiście zbiegł z łagru, czy też może został zwolniony na mocy amnestii, pozostaje niewyjaśnione. Najwcześniejsza wzmianka, z której wynika, że pradziadek powrócił do kraju, pochodzi z września 1946. 23 X 1946 pradziadek Stanisław i prababcia Fryderyka oraz trzy córki: Stanisława, Krystyna i Kazimiera, zostali zarejestrowani na punkcie etapowym w Kamieńcu Ząbkowickim, już na Dolnym Śląsku. Wkrótce potem osiedli w Świdnicy. Córki wkrótce usamodzielniły się i opuściły Świdnicę, pradziadkowie i praprababcia Karolina pozostali tam już do końca życia. Ich gróby znajdują się obok siebie na cmentarzu przy ul. Brzozowej.

Mogłoby się wydawać, że dokumenty PUR, do których dotąd dotarłem, to tylko listy nazwisk, a jednak w połączeniu z informacjami zachowanymi w rodzinnych wspomnieniach pomagają odtworzyć zawikłane – i zapewne tragiczne – losy przodków. Na wielu listach powtarza się numer karty ewakuacyjnej, ale nie miałem możliwości do niej dotrzeć.

W rodzinnych albumach odnalazłem jeszcze jedno zdjęcie, które przypuszczam, że zostało zrobione w Świdnicy. Z pozoru jest to zwyczajne, grupowe zdjęcie rodzinne. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wojenne losy każdej z uwiecznionych tu osób, to nie sposób opisać ich wspólny bagaż doświadczeń. Jedni przeżyli zesłanie, inni wypędzenie, jeszcze inni poważną chorobę czy nawet śmierć bliskich, a być może jeszcze inne tragiczne zdarzenia, które pozostały przemilczane, i o których już nigdy się nie dowiemy. Rzuceni w obce miejsce przez bezduszną mocarstwową politykę, musieli stworzyć sobie nowy dom właśnie w Świdnicy. Jeśli kartki, od których zaczęliśmy tę historię, rzeczywiście były zachowane na pamiątkę, to widocznie z nowego domu ktoś wyniósł przynajmniej trochę dobrych wspomnień.

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij
close-alt close collapse comment ellipsis expand gallery heart lock menu next pinned previous reply search share star